Tuż po wejściu do Muzeum dostrzec można dwie prasy serowarskie. Jedna z ich to proste wiaderko z dziurkami, przez które przedostawała się w procesie odsączania serwatka. Tego typu przyrządy serowarskie od wieków znajdowały się niemal w każdym z żuławskich gospodarstw. Ser stanowił bowiem ważny element wyżywienia mieszkańców delty Wisły. O jego roli w historii świadczy chociażby fakt, że pierwotna nazwa położonej nad Wisłą miejscowości Kiezmark brzmiała Käsemarkt, a więc targ serowy. Jakie były pierwsze żuławskie sery? Dziś ciężko odpowiedzieć na to pytanie. Wiemy natomiast, że wraz z pojawieniem się menonickich osadników z Niderlandów spopularyzowana została domowa produkcja serów holenderskich, a dużą popularnością cieszył się lokalny ser – Werderkäse. Jego smak i doskonała jakość powodowały, że zyskał on sławę wiele setek kilometrów od delty Wisły.
Druga prasa, to już mocno przemysłowy sposób produkcji sera. Sami możecie dostrzeż, jak solidnie jest wykonana. I gdybyśmy tylko chcieli, służyłaby ona nam do dzisiaj. Wszystkie mechanizmy są bowiem sprawne. W Muzeum przypomina ona jednak o dawnym przeznaczeniu budynku. Przed 1945 r. mieściła się tu największa na Żuławach serownia. Jej właścicielem była szwajcarska rodzina Krieg.
Jak doszło do tego, że Szwajcarzy zagościli w Nowym Dworze Gdańskim?
Musicie pamiętać, że Delta Wisły, jak zwykło się mawiać, to „kraina mlekiem i miodem płynąca”. Duża ilość łąk i hodowla bydła mlecznego od wieków sprzyjały serowarstwu. Dostrzegł to Leonhard Krieg, który na Żuławach poszukiwał lepszego miejsca do życia. W 1874 r. wykupił niewielką mleczarnię Myszewie (niem. Groß Masudorf), kilka kilometrów od Nowego Dworu Gdańskiego. Gdy produkcja przerosła jej możliwości, zakupił budynek, w którym dziś mieści się Muzeum Żuławskie. W 1892 r. powstała tu wzorcowa mleczarnia i serwowania, wyposażona w najnowocześniejszy w tej części Europy system chłodniczy. W 1902 r. budynek częściowo spłonął. Nie załamało to jednak członków rodziny Krieg. Odbudowali go z jeszcze większym rozmachem. A słynny pożar i odbudowę upamiętnia chorągiewka, którą można dostrzec na szczycie naszego Muzeum. Znajdują się na niej data i inicjały właściciela – LK.
Ile było takich pras, jak ta, która stoi na ekspozycji. Kilkanaście? A może kilkadziesiąt? Trudno nam powiedzieć. Wiemy natomiast, że serownia rodziny Krieg była prężnie rozwijającym się zakładem przemysłowym. Obok tego budynku Kriegowie posiadali mleczarnie również w: Marzęcinie (niem. Jungfer), Orlińcu (niem. Neulanghorst), Kmiecinie (niem. Fürstenau) i Szkarpawie ( niem. Scharpau). W końcu lat 30-tych XX w. firma przerabiała ponad 170 000 litrów mleka dziennie. Od samego początku swego istnienia produkowała oprócz serów typu szwajcarskiego np. ementalera czy tylżyckiego także masło, a od 1924 r. rozpoczęła produkcję serów topionych, które w tamtym czasie były nowością.
Przyglądając się prasie serowarskiej, warto również zwrócić uwagę na kanaliki, które znajdują się pod formą służącą do odciskania sera. Służyły one do tego, aby powstająca w procesie produkcji sera serwatka mogła swobodnie spłynąć. A w związku z tym, że w zakładzie nie mogło się nic zmarnować wykorzystywano ją jako pokarm dla trzody chlewnej. Do firmy należały tuczarnie, w których w okresie szczytowym hodowano ok. 6 000 świń.
Historia serowni rodziny Krieg kończy się w 1945 r., ale o tym opowiemy wam przy innej okazji …